czwartek, 3 września 2015

Rozdział 31

- Pan Wojtek miał bardzo poważny wypadek samochodowy. Został przewieziony do szpitala rejonowego. - po tych słowach z ręki wypadł mi telefon. Pamiętam tylko że wzięłam kluczyki do auta płaszcz i wybiegłam z domu. Za mną biegli moi przyjaciele. Nie pamiętam jak dojechaliśmy do szpitala. Wbiegłam do środka. Dowiedziałam się w rejestracji, że Wojtek jest operowany. Szybkim krokiem razem z Marą i Tomkiem udaliśmy się pod salę. Czekaliśmy tam podobno 2 godziny chociaż mi wydawało się, że były to 2 długie lata zamęczania się myślą, ze to przeze mnie ON może umrzeć. Po 2 godzinach odezwałą sie do mnie Mara.
- Przyniosę ci kawę co? Bo widzę w jakim jesteś stanie i nie chce żebyś tu tutaj jeszcze padła. - powiedziała z troską. Spojrzała się na mnie. Wyglądałam pewnie jak trup albo jeszcze gorzej. Kiwnęłam tylko głową a ona wstała i poszła w kierunku automatu. Kiedy zniknęła za zakrętem korytarza na jej miejsce obok mnie usiadł Tomek. Objął mnie ramieniem i przytulił. Wtedy całe emocje ze mnie odpłynęły. Zaczęłam płakać jak bóbr.
- Spokojnie. To nie twoja wina. To wszystko przez Łukasza. Gdyby nie on Wozz nie wyszedłby z domu. - próbował mnie uspokajać
- Jak nie moja. Gdybym nie pozwoliła się sprowokować Mrozowi nie byłoby tych wszystkich wydarzeń. A teraz.... - dławiłam sie własnymi łzami - teraz on może umrzeć. I jeśli naprawdę to się stanie to ja się zabiję rozumiesz zabiję się! - krzyknęłam chociaż chyba bardziej chciałam przekonać o tym siebie niż jego. Tomek tylko jeszcze bardziej mnie do siebie przytulił a ja ocierając jedną z kolejnych łez zobaczyłam stojącą nad nami Marę z kawą w ręku. Chyba słyszała moje ostatnie słowa. Zresztą pewnie słyszała je połowa szpitala. Moja przyjaciółka nic nie mówiła. Tylko stała i patrzyła, a z jej oczu wypłynęła wielka, okrągła, słona łza. Po kilku sekundach odłożyła kawę na krzesło ukucnęła przy moich kolanach, na których położyła ręce spojrzała na mnie i powiedziała.
- Nie mów tak. Wojtkowi nic się nie stanie. A Ty nie możesz się zabić. Nie możesz, rozumiesz? Nie pozwolę ci na to - powiedziała cicho, troskliwie ale dosadnie i pocałowała mnie w głowę. Trzymali mnie oboje : Tomek i Mara. Nie wiem co wtedy zrobiłabym tam bez nich. Najprawdopodobniej wpadłabym na salę operacyjną. Po krótkiej chwili usłyszałam otwierające się drzwi. W jednej sekundzie wyrwałam się z uścisku przyjaciół i wstałam. Ujrzałam lekarza.
- Co z Wojtkiem? - zapytałam się zdenerwowana przeskakując z nogi na nogę.
- Pani jest kimś z rodziny? - zapytał mężczyzna w białym kitlu z dziwną miną patrząc raz na mnie raz na osoby mi towarzyszące.
- Jestem dziewczyną, a to nasi wspólni przyjaciele. - odpowiedziąłam jednym tchem chcąc jak najszybciej dowiedzieć się co wydarzyło się na sali operacyjnej.
- Pan Wojtek trafił do nas w ciężkim stanie. Z połamaniami, małą ilością krwii. Na sali nastało zatrzymanie pracy serca..... - po tych słowach poczułam ukłucie w klatce piersiowej, zaczęło robić mi się ciemno przed oczami i chyba upadłam.





Przepraszam że tak późno ale jest :P Jak sie podoba? Co sądzicie? :D

3 komentarze: